Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sandman z miasteczka Brzeziny. Mam przejechane 19091.13 kilometrów w tym 1909.43 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.23 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sandman.bikestats.pl

Licznik odwiedzin

    Free counters!

Odwiedzone gminy

Wpisy archiwalne w kategorii

z pomocą motoryzacji

Dystans całkowity:641.61 km (w terenie 147.00 km; 22.91%)
Czas w ruchu:36:25
Średnia prędkość:17.62 km/h
Maksymalna prędkość:66.61 km/h
Suma podjazdów:3385 m
Maks. tętno maksymalne:201 (105 %)
Maks. tętno średnie:154 (80 %)
Suma kalorii:21658 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:53.47 km i 3h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
153.08 km 13.00 km teren
07:29 h 20.46 km/h:
Maks. pr.:63.51 km/h
Temperatura:5.0
HR max:200 (104%)
HR avg:149 ( 78%)
Podjazdy:861 m
Kalorie: 6253 kcal

popatrzyć na to wszystko z góry

Sobota, 22 października 2011 · dodano: 23.10.2011 | Komentarze 2

Stało się... po raz pierwszy w swych rowerowych podbojach skorzystałem z dobrodziejstw kolei żelaznej tj. PKP Prędzej Rowerem;) No niezupełnie prędzej, bo powrót do domu jednak trochę mi zajął:) Także wycieczka w założeniach miała być przełomowa. I tak też było w 101%:)
Po kolei...
Na początku był piątek i plany weekendowe. Pomysł, jeden z niezrealizowanych w tym roku - Góra Kamieńsk; opracowanie trasy, drukowanie mapek, ocena szans powodzenia, modły o pogodę na sobotę. Aha, no i wieczorne mycie bika przed klatką w świetle czołówki:) Późniejszym "wieczorkiem" czekał mnie jeszcze kurs do Łodzi po brata do klubu Luka... i tak wróciłem po 2giej w nocy do domu. Pobudka o 6-ej. Oddalam wyrok do 6:30:) Wstaję... ale chmury... ale przynajmniej 6'C, a nie 1'C jak przewidywała numeryczna prognoza pogody. Trochę niewyspany zasuwam po buły, śniadanie, pakowanko i po 8ej wyruszam na Koluszki. Pociąg do Kamieńska ma być 9:12, co nie zgadza się z rozkładami wiszącymi na dworcu. Pani z kasy na pokazany wydruk odpowiada, że nic mi nie poradzi, że internet tak twierdzi i przekonuje mnie, że pociąg będzie o 9:42:/ I tak kilku kolejnych pasażerów. Trudno, będzie obsuwa myślę i czekam w poczekalni, aż słyszę głos zapowiadający pociąg z łodzi, który ma dalej jechać do Częstochowy. No bez przygód z Koluszek nie da się wyjechać; panie w kasach zawsze coś muszą namieszać; jak nie peron to godzina odjazdu:/ Szczęśliwie ładuję się z rowerkiem do składu EN57 i pomykam w kierunku Kamieńska, gdzie wysiadam około 10:25.

Przystanek PKP w Kamieńsku
Opatulam się ciepło, załączam elektronikę i ruszam w kierunku centrum miasteczka.

Kościół w Kamieńsku
Dalej drogą na Kleszczów; bardzo przyjemny asfalcik; samochodów praktycznie brak.

Pierwszy kadr na Górę Kamieńsk
W gminie Kleszczów tak się buduje drogi rowerowe:

Normalny czerwony beton asfaltowy, nie jakaś dziadowska kostka; jedzie się bosko:)
Na Rondzie w Kleszczowie odbijam w kierunku dziury; droga jest jeszcze w budowie, ale rowerkiem przejadę przecież:) Tą drogą, nie licząc ostatnich może 100m docieram do trasy pod górą Kamieńsk. Trasa ta jest więc równoległa do trasy, którą jechałem do Kleszczowa.

Kilkadziesiąt metrów przez drzewa jest taka sama, równoległa ścieżka rowerowa:)
Kilkanaście minut spędzam na podziwianiu i fotografowaniu dziury:


Pod Czyżowem podejmuję kilka prób dotarcia na podjazd na szczyt góry. Kilkukrotnie zwracam, nabijając tylko kolejne kilometry. W końcu zawracam do główniejszej trasy i docieram pod asfaltowy podjazd do elektrowni Kamieńsk.

Pierwsza stromizna
Po pokonaniu pierwszego nachylenia robię przerwę:D Zdejmuję rękawiczki (później będę marznął, ale szkoda się będzie zatrzymać), cykam fotę i dalej w drogę:)

Po 19 minutach od startu jestem na platformie widokowej na kopalnię węgla brunatnego i elektrownię (370m n.p.m.):

3,34km pokonałem w 19 minut, a nie licząc przerw w 17; średnia 10,54km/h, a samej jazdy 11,79km/h; pokonana różnica poziomów 173m.

Na platformie jestem sam; ze mną tylko wiatr i ciemne chmury jakie zebrały się nad górą:/ Robię przerwę śniadaniową, czuję, że mnie ten podjazd trochę zmęczył, a w perspektywie jeszcze ponad 100km powrotu do domu. Na chwilę pojawia się kolejny rowerzysta, ale szybko znika z punktu widokowego.

Panoramka na bełchatowską kopalnię
Posilony uderzam na szczytową kopalnię gipsu.
Kilka ujęć z okrążenia kopalni:







Zmęczywszy się targaniem bika po piachach zjeżdżam asfaltem do rozwidlenia przed kamieńskim lotniskiem. Stamtąd udaję się na kolejny punkt widokowy "Pod krzyżem". Po drodze mijam górną stację wyciągu krzesełkowego:



rowerzysta, który wjechał wyciągiem na trasę downhillową

panoramka jak w górach

Docieram do krzyża:

Po drodze koleś w koparce próbuje z rzucić mnie z roweru łychą; bardzo zabawne:/

Ekipy remontujące drogę na górze
Pod krzyżem nie potrafię zlokalizować żadnego punktu widokowego; przez krzaczory widoki są umiarkowane, więc po krótkiej przerwie pod krzyżem zaczynam powrót do domu:)
Zjazd asfaltem spod lotniska rzeczywiście dostarcza silnych wrażeń; aż się łzy do oczu cisną;) ale ciężko mi było mimo wszystko pobić ostatni rekord prędkości dokonany pod Kołacinem z wiatrem w plecy. Bez spd trochę ciężko tak szybko mielić korbą, ale ostatecznie rekord nieznacznie pobity:)
Solidnie zmęczony zaczynam powrót na północ. Mam zamiar zgodnie z mapą szlaków góry kamieńsk dotrzeć do dolnej stacji wyciągu, jadnak kolory i oznaczenia szlaków się nie zgadzają i asfalt prowadzi trochę w oddaleniu od góry.

ostatnie spojrzenie na kamieńską górę

Powrót jest ciężki, nawet bardzo:( Na 60km pojawia się standardowy kryzys... 60-go kilometra, który nie odpuszcza praktycznie do Brzezin. Nie przekraczam średniej 21km/h, tętno wysokie i nogi nie chcą nieść:(
Gdzieś w połowie drogi do Piotrkowa robię przystanek pod kapliczką i pałaszuję ostatnią bułę i resztki herbaty. W Piotrkowie przerwa na coś ciepłego w Mac'u; odzyskałem "trochę" soli przynajmniej;) Po 17ej wyruszam dalej; słonko zachodzi a ja nie potrafię oprzeć się pokusie zaglądnięcia na piotrkowski rynek:)



Zgodnie z założonym planem przed kompletnym zmrokiem docieram do DW716. Teraz już prosta droga do domu. Docieram do Moszczenicy, gdzie w tygodniu zginął 12-letni rowerzysta pod kołami policyjnego radiowozu. Zatrzymuję się pod sklepikiem wymienić ogniwo w empetrójce oraz dopalić się czołówką, bo sigma już nie daje rady. Dalej mijam Baby, miejsce tragedii kolejowej sprzed kilku miesięcy. Szczęśliwie mijam ten fragment drogi wojewódzkiej, chociaż jeden przygłup z rejestracją na literkę W, wyprzedzający na trzeciego musiał się trafić:/ W Rokicinach ostatni przystanek konsumpcyjny, pod remizą strażacką.

Jest strasznie zimno, pewnie około 3'C, sznikers jest twardy jak kamień, ostatnie krople herbaty w termosie zimne, a tymbark przechowywany w torbie na kierownicy lodowaty. Ale jest nieźle; na sali w remizie trwa próba jakiejś kapeli; przy coverach kawałka Pink i "Nie wierz nigdy kobiecie" Budki suflera upływa ostatnia przerwa. Do domu już niedaleko, jakieś 25km. Do Brzezin docieram jakoś po 20-ej, ze średnią ~20,50km/h (u podnóża Kamieńska miałem 20,59km/h) Jeszcze dyszka rozjazdówki po mieście i rekord dystansu pobity:)

Statystyki szczypta:
czas wycieczki: prawie 13h
jazdy rowerem: 7,5h
pulsometr skończył rejestrację na 9:59:59:)
38% tj. 3:48h w strefie 80-90%HrMax; chyba jednak HrMax muszę zmienić z teoretycznych 191 bpm na to 200 uzyskane na Kamieńsku:)
rekordy:
-dystansu
-prędkości
-przywyższenia
-najwyższy punkt osiągnięty rowerem

Wszystko fajnie, tylko nogi trochę dziś bolą:)

Trasa:
Brzeziny-Zalesie-Bogdanka-Koluszki (PKP PR) Kamieńsk-Pytowice-Adamów-Łękińsko-Kleszczów-Czyżów-Góra Kamieńsk-Kalisko-Gałkowice Nowe-Podjezioro-Napoleonów-Huta Porajska-Parzniewiczki-Parzniewice-Laski-Jeżów-Wygoda-Siomki-Gąski-Bujny-Piotrków Trybunalski-Raków Duży-Wola Moszczenicka-Moszczenica-Baby-Kiełczówka-Kalska Wola-Kalinów-Będków-Zacharz-Łaznów-Rokiciny-Stefanów-Pogorzałe Ługi-Chrusty Nowe-Żakowice-Koluszki-Bogdanka-Zalesie-Brzeziny

Dane wyjazdu:
33.09 km 20.00 km teren
02:24 h 13.79 km/h:
Maks. pr.:33.67 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:122 m
Kalorie: 775 kcal

UWAGA, atakują nas!;)

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · dodano: 25.04.2010 | Komentarze 0

Wycieczka na torfowisko w Rąbieniu. Do Łodzi rowerek przyjechał na bagażniku hakowym fieścinką:) Start na ulicy Pawia, skąd asfaltem, ścieżkami rowerowymi tudzież chodnikami datarliśmy na Teofilów. Droga przez wielkie miasto jest jednak strasznie uciążliwa; ścieżka rowerowa raz po prawej stronie, raz po lewej stronie drogi i co kilkadziesiat/kilkaset metrów postój na światłach. Za Teofilowem na szczęscie sporo jazdy terenowej:) Po drodze mijamy, tudzież towarzyszymy rowerowej grupce "młodzieży bardziej zaawansowanej wiekowo" Na leśnym dukcie postanawiamy z Kasią lekko przyspieszyć; I tu pada niesamowity okrzyk: "UWAGA, ATAKUJA NAS!";) Za kilka latek pewnie to my bedziemy tak krzyczeć na młodszych rowerzystów;) Po kilkunastokilometrowej drodze docieramy ro rezerwatu. Widać kawałek bajorka; Zaczepiają nas jakieś "młodociane dziennikarki", chcą zrobić z nami wywiad na temat wiedzy o naszym torfowisku:D Szybko uświadamiamy koleżanki, że nasza wiedza jest raczej zerowa w tej materii; no i dyktafonów nie lubimy:) Pod naciskiem towarzyszy wyprawy wyruszamy spenetrować torfowisko wzdłuż "lini" brzegowej. Nauczony doświadczeniem, że wszystko co w miarę okrągłe da się okrążyć, zawzięcie forsuję koncepcję jazdy dookoła zbiornika rowerem. Zaawansoany "chaszczing" rowerowy kończy się po kilkudziesięciu metrach. Więc zawracamy, spróbujemy pieszo;) W następstwie wymuszonego podziału ekipy, wraz z Kasią wyruszamy przecierać szlak;) Pierwsze trudności już kilka metrów za miejscem w którym zrezygnowaliśmy z jazdy/prowadzenia rowerów. Na (nie)szczęscie udaje mi sie kilka metrów dalej wypatrzyć jakąś scieżkę. Z każdą minutą robi się jednak coraz mniej ciekawie; drzewek ubywa, kępy trawy coraz mniejsze i spróchniałe ruchome gałęzie. W butach coraz bardziej mokro:( Zawracamy? Już chyba ponad połowa;) Walczymy dalej, choć wymaga to zanurkowania butami pod powierzchnię rezerwatu;( W całkowicie przemoczonych butach docieramy do jakiegoś mostku. Na nim "dziennikarki". - Da się tu dalej przejść tym szlakiem? -A tu jest jakiś szlak wogóle? Po takiej odpowiedzi wygramoliliśmy się mostkiem na piaszczystą leśną drogę. Chwila na pozbycie się nadmiaru wody z obuwia i po parudziesięciu krokach byliśmy spowrotem wśród naszej ekipy rowerowej. Zmiana:) Druga część ekipy nie była tak zawzięta; spenetrowali ile się dało po prawo, później na lewo i mieli suche buty. A człowiek gupi i zawzięty marznie na wietrze w przemoczonych butach:(
Powrót "pi razy drzwi" podobną traską, tylko w nogi trochę chłodno. Na Teofilowie żegnamy Olę i Krzyśka; na Alejach Włókniarzy odłącza się od nas Kasia. Razem z Olą chodnikami Limanki docieramy na ul. Pawia. Jescze tylko zmontować bagażnik, przytrochyć rowerek i ostatnie kilometry wycieczki w aftku z ciepłym nawiewem na zmarznięte stopy:)

Rezerwat torfowisko Rąbień © sandman


Rezerwat torfowisko Rąbień © sandman


Rezerwat torfowisko Rąbień © sandman


Chaszczing bagienny na torfowisku Rąbień © sandman


Rezerwat Torfowisko Rąbień © sandman


koniec pseudoszlaku po torfowisku © sandman


Uczestnicy:
Ola K., Ola D., Krzysztof G., Kasia G. i ja

Trasa:

Łódź, ul. Pawia - Łódź,Teofilów - Rąbień, rezerwat torfowisko Rąbień - Teofilów - ul. Pawia