Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi sandman z miasteczka Brzeziny. Mam przejechane 19091.13 kilometrów w tym 1909.43 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.23 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sandman.bikestats.pl

Licznik odwiedzin

    Free counters!

Odwiedzone gminy

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy

Dystans całkowity:945.21 km (w terenie 21.00 km; 2.22%)
Czas w ruchu:47:09
Średnia prędkość:20.05 km/h
Maksymalna prędkość:47.50 km/h
Suma podjazdów:4886 m
Maks. tętno maksymalne:206 (107 %)
Maks. tętno średnie:153 (80 %)
Suma kalorii:31096 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:45.01 km i 2h 14m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
75.90 km 0.00 km teren
03:23 h 22.43 km/h:
Maks. pr.:45.31 km/h
Temperatura:18.0
HR max:193 (101%)
HR avg:148 ( 77%)
Podjazdy:415 m
Kalorie: 2356 kcal
Rower:Tokaj

BBB Trip dzień czwarty, koniec walki z pogodą

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 · dodano: 29.06.2012 | Komentarze 0

Padało caluteńką noc; nic tak nie denerwuje jak szum kropli na tropiku, gdy trzeba zwijać namiot i szykować się do drogi:( Podczas konsumpcji śniadania szczęśliwie deszcz ustaje. Jednak prognozy pogody nie są optymistyczne; deszcz w całej Polsce do końca tygodnia;( Ehh, mam dość tych deszczowych klimatów, czas kończyć wyprawę:( Zamiast do Karwi obieram za dzisiejszy cel Gdańsk i pociąg IR Lazur o 15ej z minutami. Z wrodzonej zawziętości zamierzam jeszcze przejechać tą Szwajcarię Kaszubską aż do samego Garcza. Większość drogi, od Brodnicy Dolnej, prawie do Chmielna, pada jednak deszcz, więc kontemplacja uroków krajobrazu umiarkowana i fotek też raczej niewiele:( A kraina rzeczywiście urokliwa.








W Chmielnie przestaje padać, i szczęśliwie nie zacznie aż do Gdańska:) I dobrze, bo próby jazdy w płaszczonku p-deszczowym działającym jak spadochron po wietrznych kaszubskich pagórach to nieporozumienie:(
Docieram do Kartuz:

Krótka przerwa pod kartuską kolegiatą na krówkę i łyk wody i dalej na Gdańsk drogami wojewódzkimi i krajową 7-ką. Tempo świetne, po pokonaniu początkowych wzniesień mam często z górki i wiaterek lekko w plecy. Średnia w Gdańsku ponad 25km/h. Zjeżdżam na DDRy i jako, że mam jeszcze ponad 2h do pociągu próbuję się przedostać na plażę na Stogach. Jadę za tablicami Stogi, aż pojawiają się znaki zakazu ruchu rowerem, brak DDR, czy nawet chodnika, wrrr:( Przecież się nie będę wracał, łamię przepisy i nowym mostem, a jakżeby inaczej Jana Pawła, przedostaję się na Stogi. Na plaży spędzam chyba niecałe pół godziny, ale warto było zamoczyć nogi w polskim morzu:)










Po ewakuacji z plaży, dotarciu na stogowy DDR, oczywiście... ulewa:) Jakoś przeczekałem najgorsze pod gałęziami drzew nad DDRem i spokojnie dotarłem na dworzec gdzie prawie zakończyła się przygoda z tegoroczną wyprawą Bałtyk-Bazuna-Bałtyk.

Dzień czwarty, rozdział drugi--->

Trasa:
Ostrzyce-Gdańsk
Kategoria wyprawy, ponad 50km


Dane wyjazdu:
29.27 km 0.00 km teren
01:29 h 19.73 km/h:
Maks. pr.:44.02 km/h
Temperatura:18.0
HR max:197 (103%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy:280 m
Kalorie: 1456 kcal
Rower:Tokaj

BBB Trip dzień trzeci, czyli do Szwajcarii z deszczem

Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 29.06.2012 | Komentarze 0

W sobotę zrobiła się pogoda, przynajmniej do wieczora, kiedy to na koncercie Eli Adamiak, czy WGB rozpętała się potężna ulewa. Raniutko wziąłem się za serwis przedniego koła, aby w razie czego mieć możliwość zawitania do lokalnego domu towarowego. Wpadłem na pomysł rozwiercenia oczka w obręczy za pomocą wkrętaka płaskiego:) po 15 minutach rzeźby, otwór był przygotowany na przyjęcie nowej dętki z gumowanym wentylem:) Jeszcze załatałem staranniej starą dętkę:

Pompka niestety nie poddała się tak łatwo czynnościom serwisowym i po porcję powietrza musiałem zjechać z pagóra do pobliskiego warsztatu samochodowego. Profilaktycznie zakupiłem w domu towarowym jeszcze jedna zapasową dętkę; jakoś nie jestem mistrzem w łataniu gumy:(
W sobotę już nigdzie więcej nie jeździłem. od 10:00 do 3:30 miałem koncerty, i to na dwóch scenach, więc piwko i relaks...

Ulubiony zespół Słodki Całus od Buby na swoim 25-leciu
W niedzielę praktycznie do do wieczora też na koncertach.

kolejny ulubiony zespół Na Bani
Ostatni koncert łódzkiej grupy Żeby nie piekło skończył się jakoś po 17ej. Przed 18-tą opuściłem ośrodek Zielona Brama i wyruszyłem w kierunku Szymbarku. Teraz nauczony doświadczeniem szukałem trasy główniejszymi drogami, na których można spodziewać się resztek asfaltu. Zamierzałem jeszcze odnaleźć jezioro Przywidzkie, ale szybko zrezygnowałem, gdyż... jasne, zaczęło kropić:( Kilka km za Przywidzem zaczęło padać mocniej, rozważałem nawet powrót do Przywidza na płatny kemping, ostatecznie jednak ruszyłem dalej w kierunku Szwajcarii Kaszubskiej z perspektywą noclegu na dziko, gdzieś nad jeziorkiem. Deszcz na szczęście ustał, a ja zdołałem minąć Wieżycę i Szymbark:



Na wieżycę, najwyższe wzgórze pasma morenowych Wzgórz Szymbarskich o wysokości 328,6 m n.p.m., oczywiście z rowerem się nie wdrapałem. Może innym razem:)
W Szymbarku do skansenu i domku do góry nogami ze względu na późną godzinę też nie było już sensu zaglądać. Dotarłem nad jezioro Ostrzyckie, gdzie znalazłem tani kemping w Ostrzycach.




Niestety nie było pryszniców, w łazienkach tylko zimna woda, więc wieczorna kąpiel tylko w jeziorze:) Ruch turystyczny niewielki, więc się udało odświeżyć odrobinkę po tych kilku dniach:)
Później zdążyłem jeszcze ugotować spóźnione drugie śniadanie połączone z obiadem i kolacją:


i... rozpoczęła się wieczorna burza:(

Dzień czwarty--->

Trasa:
Przywidz-Szymbark-Ostrzyce

Dane wyjazdu:
52.89 km 13.00 km teren
03:38 h 14.56 km/h:
Maks. pr.:35.64 km/h
Temperatura:15.0
HR max:206 (107%)
HR avg:151 ( 79%)
Podjazdy:602 m
Kalorie: 3623 kcal
Rower:Tokaj

BBB Trip dzień drugi, czyli deszczowa ewakuacja

Piątek, 22 czerwca 2012 · dodano: 29.06.2012 | Komentarze 0

Piątkowy poranek; budzik 6:00... nadal krople wody uderzają o tropik namiotu:( leżę i czekam, może jednak przestanie... nie przestaje:( gotuję wodę na herbatę i gorący kubek jako podstawę śniadania. Zagryzam kabanosami i rozmysśam jak tu jechać w taką pogodę. Festiwal Bazuna zaczyna się około 11-ej, więc planowo powinienem wyruszyć około 8-ej rano. Lecę do łazienki na poranna toaletę, mycie garów i podładowanie telefonu. Z zadaszenia obserwuję stojący w strugach deszczu namiot i rowerek:



Po 7-ej ulewa trochę łagodnieje, w lekkim deszczu zwijam mokry namiot i przygotowuję rower do wyprawy na Kaszuby. Po drodze oczywiście muszę zahaczyć o kilka elementów sopockiego krajobrazu:



Na plaży jestem sam; po kilkunastu metrach przedzierania się przez piasek porzucam Tokaja i samotnie podążam ku falom Bałtyku, aby spłukać z dłoni deszczówkę.



Na tonącej w strugach deszczu plaży spędzam raptem kilka minut i czym prędzej udaję się w kierunku wyznaczonej w Google Maps trasy do Przywidza. Tu niestety pojawiają się pierwsze schody:( Trasa wiedzie przez Trójmiejski Park Krajobrazowy; dosyć pokaźne wzgórza, i błotniste drogi; obieram wersję asfalcikiem; tu niestety staje mi na drodze policyjna blokada:/ przepuszczają tylko z przepustkami UEFA:/ Już kompletnie przemoknięty i wkurwiony wracam do centrum Sopotu. Okazuje się, że objazd parku wiedzie przez Gdańsk, więc chcąc nie chcąc znów DDRem pocinam do Gdańska:( Na wylocie z Gdańska też niestety non-stop pod górę. Tempo spada, a ja i tak już jestem sporo czasu w plecy. Po prawo towarzyszy mi cały czas Trójmiejski Park Krajobrazowy, który wygląda naprawdę interesująco; rowerkiem na lekko pewnie jeździłoby się tam świetnie:)
Jakoś docieram do krajowej 7-ki, opuszczam ja w Lniskach. Za chwilkę przestaje padać deszcz:) no nareszcie:) W Przyjaźni zatrzymuję się w sklepiku. Robię przerwę śniadaniową na słodko, uzupełniam płyny, ściągam przemokniętą kurtkę i zakładam suchą koszulkę rowerową. Jeszcze tylko 10km w linii prostej do Przywidza. Jest sporo po 10ej, cóż trochę się spóźnię na przesłuchania konkursowe. Nie doceniam kaszubskich pagórów, jedzie się naprawdę dosyć wolno. Za Skrzeszewem kończy się asfalt, zaczyna się szutrowa droga przez mieszany las jodłowy. Widokowo super, czuję się prawie jak w górach. Później znów kawałek asfaltu i w Marszewskiej Górze, wśród malowniczych pagórów, znów zjazd na szlak terenowy. Niestety niespełna 3km dalej w głębokim błocie łapię kapcia w przednim kole:( Wyciągam dętkę, jakby trzymała powietrze, dziury nie widać; ale mam zapas, więc zakładamy...nie zakładamy; gumowany wentyl nie chce przejść przez oczko w obręczy:( Zakładam starą dętkę, może jednak będzie trzymała powietrze... nie trzyma:( na spękaniach w oponie widać pęcherzyki powietrza. Będę dopompowywał i jakoś te ostatnie 5km doprowadzę rower do bazy noclegowej...e tam, pompka też odmawia posłuszeństwa, w jedną stronę pompuje w drugą upuszcza powietrze:( Czarna rozpacz;( Pytam napotkanej Starowinki, czy taka błotnista droga do samego Przywidza... "Pan nie idzie do Przywidza, tylko nad jezioro" Patrzę na GPS, rzeczywiście trzeba skręcić w lewo... "ale panie przez taką górę, z takim rowerem, jeszcze bez powietrza, zapomnij pan" W pobliżu płynie rzeka, lecę zlokalizować przebicie w dętce; szybkie łatanie; no właśnie zbyt szybkie, powietrze dalej wolno ucieka. Nie chce mi się po raz kolejny demontować koła, wyruszam zarośniętym szlakiem na spotkanie pagóra. Pcha się ciężko, chaszcze po pas znów moczą nogi; zaczyna się las i większa stromizna...k****a no Giewont normalnie, rower chce mi przekoziołkować, zapieram się i pokonuję najgorsze hopki. Jestem kompletnie zlany potem, tętno 206bpm; jeszcze kilkaset metrów pod górę po polanie, kilka przerw i już z górki ostatnie 2km na Przywidz. Mijam małą scenę pod najdłuższym na Pomorzu wyciągiem narciarskim. Napotkany tubylec daje mi namiary na zakład wulkanizacyjny...oczywiście wita mnie karteczka: "zakład nieczynny";( Myślę, limit pecha na wyprawie wyczerpany. W domu towarowym mają niestety też tylko dętki z gumowanym wentylem auto, lub z wentylem dunlopa:( wypadałoby dokupić pompkę:( Wstrzymuję się z zakupami do jutra, z zamiarem porannej walki z problemem. Teraz do sklepu po piwo, po karnet na koncert jubileuszowy, rozbić namiot, przebrać się, zakupić obuwie na zmianę i już mozna się delektować 3 dniami 40-tego festiwalu BAZUNA:)

Dzień trzeci--->

Trasa:
Sopot-Gdańsk-Przywidz
Kategoria wyprawy, ponad 50km


Dane wyjazdu:
28.39 km 0.00 km teren
01:14 h 23.02 km/h:
Maks. pr.:41.64 km/h
Temperatura:13.0
HR max:191 (100%)
HR avg:143 ( 74%)
Podjazdy:142 m
Kalorie: 874 kcal
Rower:Tokaj

BBB Trip dzień pierwszy, rozdział pierwszy, czyli o świcie na Kaliski

Czwartek, 21 czerwca 2012 · dodano: 29.06.2012 | Komentarze 0

Nadszedł dzień długo wyczekiwanej wyprawy Bałtyk-Bazuna-Bałtyk. W zeszłym roku jelitówka pokrzyżowała plany dotarcia na festiwal rowerem. W tym roku udało się wyruszyć z bajkiem, choć nie bez problemów. Sztycę podsiodłową zamontowałem do nowego roweru jakieś 10 godzin przed wyjazdem. Nie starczyło już niestety czasu na test sprzętu:( Rowerem zrobiłem przed wyjazdem raptem jakieś 6km, oczywiście bez sztycy i siodełka, tudzież bez wyregulowanych przerzutek i hamulców.
Pobudka na pociąg do Gdańska już o godzinie 3:00, po całej godzinie snu:/ Toaleta, małe śniadanko, znosimy rower z majdanem z drugiego piętra, łączymy wszystko zgrabnie w calość, i kilkanaście minut po 4-ej wyruszamy...ja i mój świeżo sklecony Tokaj:)
Jest raczej chłodno; cały wieczór i noc padało:( szczęśliwie jakąś godzinkę przed wyjazdem przestało:) Jeszcze korekta wysokości siodełka i pomykamy żwawym tempem w kierunku dworca pkp Łódź Kaliska. 5:40 na dworcu; stempelek na RegioKarnecie i szukamy pochylni na peron... tak... na polskich dworcach nie ma tego typu wynalazków niestety...

Dzień pierwszy, rozdział drugi--->

Trasa:
Brzeziny-Łódź(Dworzec Łódź Kaliska)
Kategoria wyprawy, ponad 50km


Dane wyjazdu:
21.18 km 0.00 km teren
01:24 h 15.13 km/h:
Maks. pr.:27.51 km/h
Temperatura:16.0
HR max:162 ( 84%)
HR avg:121 ( 63%)
Podjazdy: 99 m
Kalorie: 725 kcal
Rower:Tokaj

BBB Trip dzień pierwszy, rozdział drugi: Gdańsk-Sopot, czyli zdążyć przed deszczem

Czwartek, 21 czerwca 2012 · dodano: 29.06.2012 | Komentarze 0

krótko po 13-ej wysiadam na dworcu głównym w Gdańsku. Tu oczywiście też nie ma śladów pochylni:/ Kilkanaście schodków do pokonania na dwa razy, osobno wór transportowy i osobno rower, i jesteśmy pod pochmurnym niebem Gdańska. Zaczynam szybkie zwiedzanie starówki:





Dalej w kierunku Sopotu na kemping. Większość trasy DDRem, ale w przeważającej części wypaśnym, z czerwonego betonu asfaltowego, nie gównianej łódzkiej kostki. W Sopocie sytuacja się pogarsza; droga mi się w końcu urywa, a co któreś skrzyżowanie znak zakazu ruchu rowerem:/ No dobrze, ale DDRa brak, chodniki czasami na szerokość pieszego, lampy, parkujące samochody i wystające płyty chodnikowe, koszmar dla sakwiarza:( Jakoś docieram na kemping nr 19; a tam remont budynków, ale kemping czynny; tylko cena dosyć wysoka, 35pln za noc pod pałatką?:( Na polu tylko kilka camperów, głownie niemieckich. Rozbijam się przy schodkach, coby przypiąć rower do poręczy i... zaczyna padać...jest około godziny 15:30; przede mną 18 godzin nieprzerwanego deszczu;(
Gotuję kluchy na obiad i dalej tylko leże/śpię w namiocie gdzieś do 21-szej w nadziei, że wreszcie przestanie lać i uda się wyskoczyć do sklepu po jakieś suple na śniadanie i piwo na wieczór. Padać jednak nie przestaje; w lżejszym na szczęście deszczu udaje się wyskoczyć pod prysznic i na pobliską stację paliw po piwko na wieczór. Konsumuję zakup i udaję się spać z nadzieją, że przez noc się wypada...


Dzień drugi--->

Trasa:
Gdańsk-Sopot

Dane wyjazdu:
60.23 km 5.00 km teren
02:49 h 21.38 km/h:
Maks. pr.:33.45 km/h
Temperatura:23.0
HR max:179 ( 93%)
HR avg:146 ( 76%)
Podjazdy:249 m
Kalorie: 2002 kcal

Deszczowy powrót z Nocnika

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 11.07.2011 | Komentarze 0

Jakoś po 6-ej śpiewy i gitary dźwięk pod namiotem nie pozwalają dłużej spać; Stwierdzam jednak, że 2h snu ( nie licząc przysypiania na ławce na koncercie Coffeiny i WGB;) to jednak trochę mało i staram się wypocząć leżąc na wyrku jeszcze do tej ósmej rano. Nawet utwory Pawła Czekalskiego nie są w stanie wyrwać mnie na zewnątrz namiotu;) W końcu ruszam dupsko; komentarze jednej ze współlokatorek o potężnym kacu, przestają w końcu bawić, szczególnie w perspektywie ponad 50tki do domu.

Po wyjściu z namiotu witają mnie piękne stalowe chmury:( Szybki telefon do domu...mamy burzę:/ hmmm.. nic to, liczyłem się z tym; Udaje mi się zlokalizować umywalkę i tak odświeżony zaczynam myśleć o jakimś nawodnieniu. Tak z przyzwyczajenia bardziej, bo kaca jakoś ni ma:) Bardzo to dziwne;) Chodzą słuchy o jakimś żurku na zamku o 10-ej, więc udaję się tam z myślą śniadaniową.

Na zamku ruch niewielki, żurku nie widać, więc wracam zahaczając po drodze o sklep, pakować się do drogi powrotnej.
O 10:40 wydobywam rower z namiotu i zaczyna padać:/ zakładam kurtałkę i w drogę. Deszcz z różnym natężeniem towarzyszy mi przez kolejne 40km. Po niespełna 10km w woda w butach hula sobie na całego; mało sympatycznie. Odgłosy grzmotów też trochę deprymują. Przed zjazdem do ronda w Bądkowie zatrzymuję się zrobić chociaż jedną fotkę tego pięknego, deszczowego krajobrazu:(



W Woli Branickiej zjeżdżam z zamkniętego odcinka dw708, z myślą szerszego objazdu asfaltem, tudzież przebicia się alternatywnym szlakiem do Strykowa z pominięciem mijanek. Niestety za Besiekierzem asfalt się kończy, zaczynają się mokre, muldziaste, baardzo kałużyste piachy. Lepiej bym zrobił jakbym zamkniętym odcinkiem w wykopie przejechał:( Na przystanku w Besiekierzu Gorzewie robię przystanek na uzupełnienie płynu w bidonie, konsumpcję sznikersa i analizę GPS, którego obsługa podczas deszczu jest dosyć utrudniona:/

Robi się trochę zimno, przemoczony organizm szybko się wychładza podczas postoju. Dobiegające odgłosy burzy dodatkowo przyspieszają odjazd. Obrany skręt na Kębliny, który wydawał się asfaltem okazuje się jednak piaszczysto-błotną męczarnią na odcinku kolejnych 3km:/ Uwalony totalnie błotem, piachem i ceglanym szlamem docieram do 708-ki... wprost na pierwszą z pozostałych mijanek. Kolejna dłużąca się w nieskończoność przerwa, kolejne wychładzanie organizmu... no i przestało padać; nie zdążyło mnie i bika trochę z błota oczyścić:/ Kolejne mijanki biorę już na czerwonym. Ze Strykowa już bez żadnych przeszkód dalej 708-ką do Brzezin.
Dziś poniedziałek wieczór, a rower dalej usyfiony w piwnicy rdzewieje, a odzież i obuwie suszy się na balkonie:(




Trasa:
Łęczyca-Dzierzbiętów-Leśmierz-Boczki-Skotniki-Małąchowice-Sokolniki-Modlna-Celestynów-Bądków-Wola Branicka Kolonia-Besiekierz Rudny-Besiekierz Gorzewo-Kębliny-Smolice-Stryków-Niesułków-Dąbrówka Duża-Tadzin-Brzeziny
Kategoria wyprawy, ponad 50km


Dane wyjazdu:
54.70 km 2.00 km teren
02:17 h 23.96 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:27.0
HR max:191 (100%)
HR avg:151 ( 79%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: 1693 kcal

Do Królewskiego Miasta na Nocnik

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 11.07.2011 | Komentarze 0

Kolejna, druga już edycja mojego rowerowego wypadu na OPPT Nocnik w Łęczycy.
W tym roku Nocnik po 2 latach wraca z byłego łęczyckiego więzienia na teren zamku. Nic z moich ulubionych zespołów w koncercie gwiazd nie gra, w konkursie też średnio, ale tak bliskiego festiwalu piosenki turystycznej nie odpuszczę; tym bardziej, że tradycyjnie inne plany wakacyjne nie pozwolą mi dotrzeć na Kropkę w Głuchołazach, Śpiewanki w Muszynie i Giełdę w Szklarskiej:(
Wyruszam standardowo z godzinnym poślizgiem od zaplanowanej godziny odjazdu:)
Jest śliczna pogoda, rowerek przeczyszczony, nasmarowany i zamontowane dzień wcześniej pedały spd; trochę nie wtenczas, ale trudno.
Jedzie się przyjemnie, gdyby tylko tych mijanek nie było na remontowanej DW708. Kilkanaście minut tracę na postojach na czerwonym. W Kęblinach w ogóle zamknięta trasa i jakieś objazdy. Nowiutki asfalt jednak zachęca do jazdy rowerem. Niespełna 2km dalej jednak kolejny znak zakazu ruchu pieszych, wykopy i kręcący się robotnicy. Siłą rzeczy odbijam w las, gdzie dziwnie pokręcona zabłocona ścieżka wyprowadza mnie na asfalt. Upewniam się jeszcze u zatrzymanej rowerzystki co do przejezdności trasy i znów świeżym asfaltem pomykam w zaplanowanym kierunku. Oczywiście po drodze kolejne 2 mijanki. W Modlnej opuszczam DW. Za Leśmierzem też naprawiają nawierzchnię, kilka km spękanego asfaltu wysmarowali jakąś smołą coby dywanik bitumiczny się lepiej kleił. Mało to komfortowe dla rowerzysty, ale ruch niewielki i jest przeciwny pas:)
W Królewskim Mieście od razu kieruję się na Zamek:


A w środku pod nalewaki; trzeba uzupełnić płyny:) Tam informują mnie, że keg dopiero zamontowany, chłodzi się i na zimne piwo zapraszają do baru. Złażę wiec na dół, a tam raczą mnie jakimś marnym 0,3l za 5pln:/




Nic to, konsumuję drugie śniadanie, po czym udaję się do sklepu po suple:)
[url=https://picasaweb.google.com/lh/photo/Vnt32-kHf4NQgDfW8gR5SA?feat=directlink]
[/url]

Parkuję bika obok sceny pod basztą zamku, coby mieć go na oku i zasiadam grzecznie na widowni, bo zaczyna się konkurs. Z wykonawców znam tylko Pawła Czekalskiego i Kto jak nie my z Łodzi i Dorotę Kuzielę z tegorocznej Bazuny.

Konkurs kończy się dosyć szybko, bo wykonawców jakoś mało, podobnie jak na Bazunie:( Jakaś stagnacja w pieśni turystycznej:( Udaję się do więzienia zobaczyć miejsce noclegowe, zaparkować rower i przy okazji odbyć kolejną wycieczkę po byłym więzieniu, z którego nikt nigdy nie uciekł:) Lepsze niż Alcatraz;)
Budynek więzienia:

Namiot noclegowy:


O 18-ej koncert gwiazd, który kończy się w nocy.
Na koncercie łódzkiej grupy Żeby nie piekło:

zostaję uraczony przez poznanych ludzi mocniejszym trunkiem, przez co Morfeusz trochę mnie dopada i występ zespołów Coffeina i Wolna Grupa Bukowina spędzam przysypiając gdzieś na tylnych ławeczkach:) Odżywam trochę na grupie Bohema:

Koncert kończy się po 2giej w nocy. Z przyczyn trochę ode mnie niezależnych zasypiam jednak dopiero po 4-ej, przy nieustających dźwiękach gitar docierających zza namiotu...


Trasa:
Brzeziny-Tadzin-Dąbrówka Duża-Niesułków-Stryków-Smolice-Anielin Swędowski-Kębliny-Bądków-Celestynów-Modlna-Sokolniki-Małachowice-Skotniki-Boczki-Leśmierz-Dzierzbiętów Duży-Łęczyca
Kategoria wyprawy, ponad 50km


Dane wyjazdu:
83.84 km 0.00 km teren
04:23 h 19.13 km/h:
Maks. pr.:32.27 km/h
Temperatura:28.0
HR max:180 ( 94%)
HR avg:136 ( 71%)
Podjazdy:366 m
Kalorie: 2775 kcal

Powrót z Koszelówki - dzień 2

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 2

Dzień drugi wyprawy i jednocześnie dzień powrotu do domu. Słońce pali jeszcze intensywniej niż wczoraj. O 4:40 budzą mnie hałaśliwe ptaszyska:( nie daję się i z namiotu wyłażę dopiero przed 8. Poranna toaleta, śniadanko i trzeba się wykąpać ostatni raz w tej przeczystej jeziornej wodzie. Ponieważ pozostał mi jakiś browarek w namiocie, postanawiam nie wieźć go jako pamiątki, tylko skonsumować go po ludzku na pomoście i pokontemplować jeszcze przyrodę gdzieś do 13-ej.

Poranne przetaczanie rowerków z jednej strony pomostu na drugą © sandman


Jezioro Zdworskie © sandman

Siedzę sobie grzecznie na tym pomoście, majdam nogami w wodzie, spijam piwko, a tu nagle pod nogami pojawia się ptak:) Ale mnie wystraszył:D
ptak między nogami © sandman


Jeszcze mały spacerek na plażę, żeby rozprostować kości.
plaża na jeziorem Zdworskim © sandman

Napotykam ostatnio presję zamiany jazdy rowerowej na takie cudowne zajęcie:
żaglówka © sandman

Około 13-tej udaje mi się złożyć namiot i zapakować cały majdan na rower.
gotowy do powrotu © sandman


Może kiedyś się wróci jeszcze © sandman


Powrót, mimo iż zdecydowanie krótszy jest jednak sporo cięższy. Niestety wiatr, który w drodze "do" wiał z kierunków boczno-tylnych, teraz jest przednio-boczny. Zdecydowanie rujnuje to tempo powrotu. Mam też bardziej pod górę, trzeba się wspiąć z doliny Wisły na wysoczyznę łódzką. Rozważam powrót wojewódzkimi, żeby zahaczyć o jakieś większe mieściny, ale ostatecznie postanawiam wracać najkrótszą sprawdzoną już drogą. I dobrze, zrobiłem. W drodze powrotnej ujawniło się jakieś nadwyrężenie stawu kolanowego:( Kurna pierwszy raz coś takiego mnie na rowerze spotkało:( Już w Gąbinie coś zacząłem dziwnego w kolanie odczuwać. Niestety ból narastał z każdym km. Pod koniec musiałem robić częściej przerwy, gdyż nie mogłem długo prawym kulasem kręcić. Ostatnie 15 km, dzięki SPD pokonywałem w większości kręcąc jedną nogą. Prawa sobie zwisała i odpoczywała, co jakiś czas majdając kilkanaście obrotów korbą. Widok musiał być zajebiaszczy:D
Teraz boję się znów wsiąść na rower:( A już za dwa tygodnie festiwal Bazuna i Kaszuby. Planowane morze chyba trzeba będzie odpuścić coby kolana na amen nie załatwić. Jeszcze zobaczymy:)
Ostatnie foto pstryknięte w drodze powrotnej:
pole makowe © sandman

KONIEC



Trasa:
Koszelówka-Gąbin-Lipińskie-Lwówek-Anatolin-Podczachy-Luszyn-Kaczkowizna-Kruki-Zarębów-Balików-Biała-Śleszyn-Zosinów-Dębowa Góra-Leśniczówka-Sobota-Walewice-Bielawy-Zgoda-Helenów-Głowno-Osiny-Dmosin-Lubowidza-Wola Cyrusowa-Marianów Kołacki-Tadzin-Brzeziny
Kategoria wyprawy, ponad 50km


Dane wyjazdu:
123.91 km 0.00 km teren
05:48 h 21.36 km/h:
Maks. pr.:40.93 km/h
Temperatura:26.0
HR max:193 (101%)
HR avg:142 ( 74%)
Podjazdy:494 m
Kalorie: 4002 kcal

Do Płocka i nad Jezioro Zdworskie - dzień 1

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 0

Pierwsza tegoroczna wyprawa rowerowa. No może wyprawka, bo tylko weekendowa, ale to pierwszy wyjazd z tak dużym bagażem. A rower obciążony był solidnie:) Pogoda co prawda pozwalała jechać na lekko, ale chciałem przetestować jazdę na poważnie. W sumie i tak na kilkudniową wycieczkę powinienem zabrać więcej ekwipunku, ale nie mam koncepcji jak to na rower upchnąć bez zakupu przednich sakw:/
Ale to już inny temat;) Wracając do wyprawy; cel: Jezioro Zdworskie koło Gąbina, konkretnie ośrodek Zacisze w Koszelówce. Jak sił starczy w planie szybkie "zwiedzenie" Płocka:)
Wyruszyłem o 8:44, chociaż w planie było około 7-ej; cóż obsuwa musi być i koniec:D
Pierwsze problemy to wyprowadzenie bika z piwnicy; kurcze nie da się tak obładowanego roweru wynieść po schodach:/ zdemontowałem wór transportowy i jakoś wydostałem się na światło dzienne.

Kross przed wypadem do Płocka © sandman


Podczas jazdy, a szczególnie ruszania i zatrzymywania się rower zachowuje się mega niestabilnie, ale można się przyzwyczaić:) Okazuje się, że wymagana jest stabilizacja konstrukcji ciałem rowerzysty; stawanie na pedałach powoduje coraz mocniejsze kołysanie się bika i wrażenie, że rama zaraz strzeli;)
Tyle z wrażeń z jazdy pod obciążeniem. Na szczęście obyło się bez problemów technicznych.
Sama trasa w sumie mało ciekawa. Wytyczyłem szlak omijając w większości DW i DK. Wąski asfalcik prowadził przez zielone pola, czasem jakiś las. Wioski małe, większych miejscowości brak, ruch samochodowy też minimalny. Na samotną kontemplację super. Tylko to prażące słońce dawało się we znaki:(
Pierwsza przerwa konsumpcyjna w Sobocie; takie śniadanie w Sobocie przy sobocie:)
Gotycko-renesansowy kościół Św. Piotra i Pawła w Sobocie © sandman

I kolejny mijany kościółek w Śleszynie:
Kościół parafialny pw. św. Aleksandra w Śleszynie © sandman


I kolejny w Luszynie, to już w województwie mazowieckim:
Gotycko-renesansowy kościół parafialny w Luszynie © sandman

W tym samym Luszynie trafiam na ładny pałacyk:

Luszyn - pałac klasycystyczny wzniesiony w I połowie XIX wieku © sandman

Docieram do Gąbina; prawie u głównego celu wycieczki. Podczas przerwy na ryneczku rozważam, czy jechać dalej do Płocka, czy uderzać prosto nad jezioro.
Na rynku w Gąbinie © sandman

Nie ma jeszcze 14-ej nawet, więc decyduję się jednak na Płock. DW 574 ruszam w kierunku Płocka. W Dobrzykowie drogowskaz zachęca mnie do podjechania na panoramkę doliny Wisły pod Płockiem. Opuszczam więc wojwódzką; wkrótce podjazd:) skoro panoramka to trzeba się wspiąć trochę:D

podjazd w Górkach Małych © sandman

Panoramę dosyć skutecznie przesłaniały niestety zabudowania i drzewa:(
Panoramka doliny Wisły pod Płockiem © sandman

W Płocku trafiam na Dni Historii Płocka. Tłumy ludzi. porozstawiane kramy i namioty zasłaniają zabytki. Manewrowanie rowerem jest bardzo utrudnione; ściągam licznik i trybem mieszanym pieszo-rowerowym przemierzam trochę płockich uliczek.
Dni Historii Płocka © sandman



Płocki ratusz © sandman


Podjeżdżam na tarasy widokowe looknąć na Wisłę:
Wisła i Most Legionów © sandman

Moje Krosiwo na tle Wisły © sandman

Jeszcze parę fotek z Płocka:
Katedra i klasztor Mariawitów © sandman



pokaz płockich cyklistów © sandman


Pod Katedrą Płocką © sandman


Zjechałem też na dół zamoczyć nogi w Wiśle © sandman


Po kostki w Wiśle © sandman


Amfiteatr w Płocku © sandman


Wisła z Mostu Legionów © sandman

W drodze powrotnej dostrzegłem znak zakazu dla rowerów po moście, więc pojechałem chodnikiem, aczkolwiek było to trochę trudne, gdyż dwukierunkowy chodnik był trochę wąskawy:/

Przeprawa przez Most Legionów © sandman

Po pokonaniu 124km wg licznika, a 127km wg GPS'a, docieram nad jezioro, gdzie natychmiast poddaję się zabiegom regeneracyjnym:)
Regeneracja nad Jeziorem Zdworskim © sandman


Po powtórzeniu zabiegu, tudzież w wersji deluxe ze schaboszczakiem:), udałem się na poszukiwania kawałka w miarę równego terenu na posadowienie namiotu:) Udało się:
Namiot rozbity, rower przypięty © sandman

Później już tylko kąpiel w jeziorku, kolejne chmielowe trunki i kontemplacja jeziornego krajobrazu do późnych godzin wieczornych:
zachód z ptakiem © sandman


i bardziej romantycznie © sandman


i jeszcze raz © sandman


Księżyc nad jeziorem Zdworskim © sandman

Około 23-ej stwierdziłem, że trzeba jednak też coś zjeść:) odpaliłem kuchnie i nagotowałem makaronu na kostce wołowej i kiełbasce myśliwskiej w sosie pieczeniowym:)
nocny makaron © sandman

A popiłem...
kwas chlebowy © sandman

zacnym kwasikiem chlebowym, taką pamiątką przytarganą z festynu w Płocku:)
I tak pierwszy dzień dobiegł końca.

Link do fotogaleryjki
https://picasaweb.google.com/nothingman81/RowerowaWyprawaDoPOckaIKoszelowki#


Trasa:
Brzeziny-Tadzin-Marianów Kołacki-Wola Cyrusowa-Lubowidza-Dmosin-Osiny-Głowno-Helenów-Zgoda-Bielawy-Walewice-Sobota-Dębowa Góra-Zosinów-Śleszyn-Biała-Zarębów-Kruki-Kaczkowizna-Luszyn-Podczachy-Anatolin-Lwówek-Lipińskie-Gąbin-Nowe Grabie-Polskie Grabie-Dobrzyków-Góry Małe-Górki-Płock-Dobrzyków-Nowe Grabie-Koszelówka
Kategoria ponad 100km, wyprawy


Dane wyjazdu:
55.02 km 1.00 km teren
02:55 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:36.56 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:285 m
Kalorie: 1115 kcal

Z Nocnika powrót do Brzezin

Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 11.07.2010 | Komentarze 0

Trasa powrotna Z Nocnika 2010; równie mało ciekawa jak dzień wcześniej. Sytuacje pogarsza delikatny wiaterek w twarz, chyba jeszcze wyższa niż w sobotę temperatura i fakt, że jest jednak bardziej "pod górę" (90m różnicy między Łęczycą a Brzezinami) W połączeniu ze zmęczeniem festiwalowym i traską z dnia poprzedniego, średnia prędkość spada znacznie poniżej 19km/h. Grunt, że kolejny festiwal piosenki turystycznej i pierwsza dwudniowa wycieczka rowerowa zaliczone:)


Trasa:
Łęczyca-Leśmierz-Boczki-Małachowice-Sokolniki-Modlna-Badków-Wola Branicka-Kębliny-Stryków-Sierżnia-Janinów-Buczek-Brzeziny
Kategoria wyprawy, ponad 50km